Wykonywanie tłumaczeń specjalistycznych jest coraz częściej pojawiającą się usługą w ofercie tłumaczy przysięgłych. Potrzeby rynku często wybiegają ponad podstawowy zakres umiejętności, dlatego też wielu translatorów decyduje się na poszerzenie swoich kompetencji. Przykładem takiego obszaru, na który występuje szczególne zapotrzebowanie, jest tłumaczenie medyczne. Poniżej prezentujemy kilka wartościowych uwag i wskazówek, które pomogą początkującym tłumaczom zrozumieć problematykę niełatwego przekładu.
W tym artykule dowiesz się:
Rozróżniaj zwroty potoczne i terminy specjalistyczne
„Pacjent doznał szoku, gdy zobaczył opuchliznę powstałą wskutek zapalenia zatok” – czy tak skonstruowane zdanie jest poprawne i brzmi naturalne? Dla osób niezajmujących się fachowo medycyną owszem, jednak żaden lekarz, pielęgniarka czy inny członek personelu medycznego nie opisałby tak zastanej sytuacji. Wszystko przez to, że słowa „szok”, „opuchlizna” i „zapalenie zatok” to zwroty potoczne, które nie mogłyby trafić do karty pacjenta, przebiegu interwencji medycznej czy innego dokumentu. Frazy te powinno się zastąpić terminami specjalistycznymi lub całkowicie zrezygnować z połączeń frazeologicznych wykorzystujących podłoże medyczne. Przykładowo: „doznać szoku” oznacza potocznie mocne zdziwienie, zaskoczenie, jednak w medycynie „szok”, a dokładniej „wstrząs” to nagły, kliniczny stan zagrożenia życia powstały wskutek niedotlenienia. Prawidłowo przetłumaczone zdanie więc powinno brzmieć „pacjent był zaskoczony obrzękiem, który powstał wskutek zapalenia zatok przynosowych”.
Mniej formalna dokumentacja anglojęzyczna
Biorąc do ręki dwa dokumenty prezentujące przebieg choroby czy zakres podjętych czynności, bez trudu rozpoznamy ten, który został sporządzony przez lekarza zza granicy. Nie chodzi tu wyłącznie o różnicę na zasadzie „język polski kontra język angielski”, ale o sposób, w jaki tworzone są notatki. Polskojęzyczna dokumentacja medyczna cechuje się wręcz urzędniczym formalizmem, regularnym używaniem strony biernej oraz ciągiem przyczyna-obserwacja (np. zaobserwowano X, które ma cechy Y; występowanie A wskazuje na B). Medyk anglojęzyczny nie wykazuje takiego „zamiłowania” do formalnego słownictwa, bardzo często można natrafić na personalne zwroty i dopiski niczym w pamiętniku; zamiast ciągu przyczyna-obserwacja często tworzone są obserwacje „I think”, „I suppose”, „I feel”, czyli „myślę, że”, „podejrzewam”, „sądzę, że”.
Różnice widać także podczas zapisywania zwrotów złożonych z co najmniej dwóch wyrazów: w języku polskim rzeczownik zostaje zapisany jako pierwszy, na przykład „cięcie cesarskie”, zaś w języku angielskim preferuje się najpierw określenie, a potem rzeczownik, czyli caesarean section (dosłownie „cesarskie cięcie”). Warto zatem dostosować się do przyjętej praktyki translacyjnej i tłumaczyć teksty polskojęzyczne mniej formalnie, a tekstom w języku obcym nadawać polskiego formalizmu.
Ważne jest to, do kogo ma trafić finalny tekst
Nie będzie zaskoczenia w stwierdzeniu, że różne osoby – w zależności od posiadanej wiedzy, zdolności poznawczej i innych kompetencji – wymagają sformułowania komunikatu w odmienny sposób. Przysłuchując się rozmowie dwóch lekarzy, pacjent, dziennikarz lub inna osoba będąca laikiem najprawdopodobniej niewiele informacji wychwyci i zrozumie wskutek używania fachowej terminologii medycznej. Ta sama rozmowa, ale już z osobą bez wykształcenia lekarskiego, będzie wyglądać zupełnie inaczej – pojawią się uproszczenia, objaśnienia, niekiedy też porównania czy analogie. Tłumacz powinien zwrócić uwagę, kto ma być finalnym odbiorcą jego komunikatu – pacjent, który otrzymał wypis ze szpitala w Wielkiej Brytanii czy lekarz, który w Polsce będzie kontynuować rekonwalescencję opisywanej osoby. Wybadanie tej kwestii pozwoli osobie podejmującej się translacji przygotować tekst nie tylko poprawny lingwistycznie, ale także zrozumiały dla właściwej osoby.
Kwestia zapisu cyfr i jednostek mierniczych
Zapewne część z nas słyszała o odmiennych jednostkach mierniczych niż te, z którymi mamy do czynienia na co dzień w Polsce. Długość boiska wyrażona w jardach, wzrost w stopach, zatankowane paliwo wyznacza się galonami, gorączkę zdefiniują stopnie Fahrenheita, a masę jabłek na targu otrzymamy w funtach. Można się pogubić, szczególnie w sytuacji, gdy nie dysponujemy rzetelnym przelicznikiem pod ręką, co w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia byłoby szczególnie niebezpieczne. Aby zapobiec takiej sytuacji, Generalna Konferencja Miar wprowadziła w życie układ SI, czyli międzynarodowy układ jednostek miar, do którego zobowiązały się stosować wszystkie państwa świata, za wyjątkiem Stanów Zjednoczonych, Birmy i Liberii. Oznacza to, że tłumacz otrzymujący dokumentację medyczną z USA najprawdopodobniej będzie musiał zmierzyć się z takim ewenementem, jakim jest miara anglosaska.
Nie trzeba jednak wyczekiwać korespondencji zza oceanu, by stać się wyczulonym na punkcie zapisu cyfr i miar, bowiem stosowany w Polsce sposób określania składników krwi również nie należy do zgodnych z zapisem SI. Zwyczajowo mówi się o mikrogramach na decylitr (µg/dl), jednak międzynarodowe standardy zobowiązują do posługiwania się mikromolami na litr (µmol/l). Zapisując cyfry, tłumacz powinien także pamiętać o separatorach – podczas gdy w Polsce stosuje się zapis z przecinkiem, np. 0,45 kg, to w krajach anglojęzycznych używa się kropek, przez co powinno się zapisać 0.45 kg.
Problematyczne nazwy własne
Nazwy własne to idealne przykłady, które pozornie wydają się być proste, niewymagające specjalistycznego tłumaczenia, jednak konfrontacja z rzeczywistością była brutalna. Przykładowo, w Polsce na niemal każdego lekarza można po prostu powiedzieć „lekarz”, różnicować należy ordynatorów ze względu na piastowane przez siebie stanowisko. Zapis anglojęzyczny jednak rozróżnia „physician” od „doctor”, „doctor” od „practicioner”, a „practicioner” od „head”, choć wszystkie nazwy odnoszą się do tego samego zawodu z różnymi specjalizacjami. Precyzując wątek, warto posłużyć się podręcznikiem akademickim Wydziału Filologii Angielskiej Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu:
- General practicioner (często funkcjonujący w skrócie GP) to lekarz podstawowej opieki zdrowotnej;
- Head of XYZ to ordynator oddziału XYZ;
- Referring physician to lekarz kierujący;
- Attending physician to lekarz prowadzący w specjalizacji niezabiegowej;
- Attending doctor to lekarz prowadzący w specjalizacji zabiegowej;
Podobnych kwestii można dopatrywać się w nazewnictwie szpitali, przychodni czy zrejonizowanych placówek zdrowotnych.
Skróty i skrótowce wprawiające w zakłopotanie
Kolejna kwestia, która może przerosnąć początkujących tłumaczy, to zagadnienie skrótowców, skrótów i eponimów. Co prawda, podstawowe i powszechne zwroty typu e.g. lub n/a nie sprawią kłopotów, jednak polskie „tu”, „NLPZ” czy angielskie „rr” lub „ESR” mogą przysporzyć nie lada łamigłówki. Europa Zachodnia coraz częściej odchodzi też od zapisów łacińskich sugerując się, że powszechna znajomość języka angielskiego w zupełności wystarcza do przekazania informacji na temat choroby lub podjętego leczenia. Najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie medyczny słownik jednojęzykowy (np. angielsko-angielski), który precyzyjnie wyjaśnia slang, rozwija skróty oraz sugeruje poprawne stosowanie niektórych formuł. Co więcej, słownik jednojęzykowy jest o wiele precyzyjniejszy od słowników dwujęzykowych (np. angielsko-polski), przez co zminimalizowane jest ryzyko nieprawidłowego użycia słowa – vide przykład z lekarzami akapit wyżej.
Równolegle do tego problemu pojawiają się kłopoty z poprawnym zapisem medykamentów, a największą bolączką jest omyłkowe stosowanie „y” zamiast „i” lub odwrotnie. Przykładem takiego błędu jest nifedipina, którą z angielskiego nifedipine często tłumaczy się na nieprawidłową „nifedypinę”. Niektórzy tłumacze także popełniają błąd poprzez tłumaczenie wyłącznie nazwy handlowej – konieczne jest przetłumaczenie i zapisanie zarówno nazwę handlową, jak i chemiczną, opcjonalnie tę drugą pozostawić jako łaciński odpowiednik.